Rozsądek górą – czyli jak zaliczyć maraton powyżej 4 godzin

Zdawać by się mogło, że miesiąc odpoczynku dla stawów kolanowych to dużo. Z taką myślą stanąłem na starcie tegorocznego PKO Silesia Marathon. Cel na ten start to pobić czas z ubiegłego roku a najlepiej zejść do 3:35. Ambitny ale w zasięgu.
Ostatnie porady od Michała „…drugą część powinieneś pobiec szybciej niż pierwsza ale … pobiegnij 30 km po 5,15-20 i jak będzie dobrze to do 35-7 trzymaj i jak będzie dobrze to przyspieszaj” – luzik!

Zatem ustawiłem się wygodnie, no i harty ruszyły…. a ja powolutku za nimi.  Na Korfantego zacząłem się rozpędzać i zamiast 5,15-20 jak mówił trener średnio 4.50 kolejne 20 km pobiegłem.  Samopoczucie jak młody bóg. Połowa dystansu w 1:38.  Jak się zacząłem nad tym wszystkim zastanawiać, zwolniłem i rozsądne tempo 5.20 -30 trzymałem przez kolejne 10km.  Właśnie wtedy na 32 km, wróciło wspomnienie SilesiamanTriathlonu sprzed miesiąca. Moje kolano odmówiło posłuszeństwa. Szybko pomyślałem o tych wszystkich treningach jakie mam do zrobienia przed Niceą i postanowiłem odpuścić, by zminimalizować szkody i czas rehabilitacji. Postanowiłem wypożyczyć rower z City by Bike, ale do stacji rowerowej (leżącej przy trasie) miałem jeszcze 3km, więc trudno przejdę się kawałek. po kilkunastu minutach marszu, kolano się naprawiło (no, prawie), zatem w tempie 5.40 ruszyłem w stronę mety, zostawiając za sobą możliwość skorzystania z roweru. Niestety już po 3km znów się popsuło, zatem z marszu przeszedłem do marszu, zatrzymując się przy co rusz spotykanych znajomych na krótkie pogawędki. Celu i tak już nie osiągnę, zatem celem stało się minimalizowanie strat.

Smaczku całej historii dodaje fakt, że rzucono mi wyzwanie. Znajomy, wciągnięty w bieganie postanowił pojawić się na mecie przede mną. Pierwsze 10 km był kilka metrów za mną, ale gdy na granicy Siemianowic i Katowic pobiegłem na chwilkę w krzaczki byłem przekonany, że już go straciłem i że będzie wcześniej niż ja. Teraz kiedy do mety było już zaledwie 2 – 3 km byłem pewny, że Marek już się masuje i zajada arbuzem, aż tu nagle ktoś do mnie zza pleców krzyczy; „…dalej! biegnij Marcin!” Byłem w takim szoku, że nawet nie zareagowałem jak mnie minął. Przez kilka sekund rozsądek walczył z ego. Na szczęście zwyciężył i krzyknąłem mu tylko „powodzenia!”  Był to jego pierwszy maraton i udało się mu go zrobić poniżej 4 godzin. Mnie niestety zabrakło 2 minut by nie przekroczyć tej granicy, ale za to rozsądek choć na chwilę wziął górę.

Na podsumowanie tego startu zacytuje trenera: „Komentując Twój występ powiem, że zachowałeś się jak amator! a ja Cię upominałem, mówiłem i w ogóle 🙂 jak tak zrobisz we Francji… ”

Morał z tego taki, że jak z mitu o Dedalu i Ikarze. Pamiętaj co ci mówią i nie daj się spalić w euforii.

Życiówka na Silesiamarathon – może za rok.

Jeśli zaciekawiła cię ta historia, pamiętaj, że możesz dopisać do niej swój rozdział. Zobacz jak
Odpal projekt Katowice w Nice